Greymouth
Dzień można zacząć w Greymouth na zachodnim brzegu południowej wyspy Nowej Zelandii nad Morzem Tasmańskim. Jest to ważne centrum administracyjne regionu West Coast i jednocześnie port, który był kluczowy dla rozwoju gospodarczego tego obszaru. Miasto jest otoczone pięknymi górami i rzekami, tworząc malowniczy krajobraz. Greymouth słynie również z bogatej historii górniczej, szczególnie związanej z wydobyciem złota w okolicach rzeki Grey w XIX wieku. Dziś miasto przyciąga turystów swoimi pięknymi plażami, malowniczymi trasami pieszymi i rowerowymi, a także lokalną kulturą i kuchnią.
Hokitika
Po drodze można zatrzymać się w mieście Hokitika. Jest znane z pięknych plaż, malowniczych widoków na Alpy Południowe oraz bogatej historii związanej z górnictwem złota. Miasto było ważnym ośrodkiem podczas gorączki złota w XIX wieku, a dziś można tam zobaczyć wiele historycznych budynków i zabytków z tamtych czasów. Hokitika jest także znana z twórczości artystycznej i rzemieślniczej, a jej lokalne wyroby, takie jak biżuteria z jadeitu czy wyroby z drewna, cieszą się uznaniem wśród turystów. Ich jadeitowe cudeńka, czyli ręcznie robiona biżuteria z ciemnozielonego minerału dostępna jest zazwyczaj w kilku charakterystycznych kształtach – zawijasy w stylu maoryskim. Takie cacka kosztują po kilkaset dolarów. Dostać też można wyroby w postaci zwierząt, jak pingwin i kiwi z dmuchanego szkła, robione ręcznie, wypalane w piecu w sklepie.
Franz Joseph – lodowiec w Nowej Zelandii
We Franz Joseph trzeba zobaczyć lodowiec. Na miejscu warto wziąć przewodnika, a przy odrobinie szczęścia może trafi się taki, który normalnie mówi po angielsku. Nowozelandzki angielski odbiega od tego, co słyszy się w Europie czy w Stanach. Tak jakby wszystkie słowa w zdaniu połączone były w jedno i wypowiedziane ciurkiem. Idzie się przez las, po drodze kilka ciekawostek przyrodniczych np. jeśli spotka się w lecie paproć i urwie końcówkę jeszcze nierozwiniętej młodej łodygi, można ją skosztować, a w ustach poczuć smak orzeszków ziemnych. Po wyjściu z lasu oczom ukazuje się dolina pełna mniejszych i większych wodospadów, a gdzieś w oddali widać jęzor lodowca. Po drodze mija się sporych rozmiarów dziury, które są pozostałością po potężnych kawałkach lodu, który stopniał, a zostać tutaj po wycofaniu się lodowca w górne partie gór. Spacer odbywa się tak naprawdę po morenie, co jest gratką dla geologa. Skały lśnią w promykach słońca – zawierają minerał zwany miką, a dokładnie muskowit – cieniuśkie blaszki odbijające światło. Dochodzi się w pewnym momencie do strefy zagrożenia obsypaniem się skał i istnieje szansa, że przewodnik tam zaprowadzi. Za wzniesieniem czeka miejsce idealne do robienia zdjęć, choć dość daleko od samego jęzora. Lodowiec sam w sobie nie robi oszałamiającego wrażenia. Większe wrażenie może zrobić sama dolina, w której widać oznaki, że lodowiec w niej był, a teraz ewidentnie cofa się w wyższe chłodniejsze partie gór. Doskonałe miejsce na podziwianie sił natury i ich interpretację.
Na wycieczkę w tym rejonie warto wybrać się z przewodnikiem. Należy się przygotować do takiej wycieczki, czyli uzbroić w porządne buty do trekkingu, długie spodnie, kurtkę, która ochroni przed deszczem i wiatrem. Warunki pogodowe są tutaj zmienne. Niemniej jeśli nie ma się ze sobą takiego ekwipunku to na buty i spodnie możemy liczyć – można je wypożyczyć w miejscu, gdzie kupuje się wycieczkę z przewodnikiem. Wszystkie informacje można znaleźć tutaj: https://www.franzjosefglacier.com/